Marcin Ginieczko płynie dalej!
W niedzielę 16 czerwca ekipa Marcina była w odległości dnia drogi od Dawson. Nic dziwnego, że podróżnik nie był w najlepszym nastroju po wypadku, tym bardziej, że woda w Yukonie ma tylko kilka stopni powyżej zera. Na szczęscie już jest w porządku.
Ponadto informacja o tym, że nic się nie stało z telefonem satelitarnym okazały się nie do końca precyzyjne, ponieważ po wypadku antena się złamała i Marcin musiał ją naprawić za pomocą żywicy epoksydowej.
Wszyscy czekają na dalsze wieści o tym, czy team dotarł bezpiecznie do Dawson, gdzie Marcin będzie musiał nabrać sił do nadchodzącego wyścigu.
Trzymamy kciuki za naszego podróżnika!
Redakcja serwisu Escapador.pl
Fotografia pochodzi ze strony podróżnika