Rosyjska Arktyka ? z Gdańska aż po granicę wiecznego lodu! Cz.4

Zapraszam do przeczytania 4 części relacji z ekstremalnego rejsu na północ!

Pora zawracać
Jest gorąco. Kamienne nabrzeże przed Muzeum Morskim w Archangielski nagrzewa się od samego rana i teraz nie pomaga nawet lekki wietrzyk znad Dwiny. To naprawdę śmieszne, że tutaj, naprawdę daleko na północ - narzekamy na upał. Ale przy 35 stopniach trudno się pracuje - a jest jeszcze tyle do zrobienia. Trzeba zaształować zakupy, przywieźć paliwo, zatankować wodę.
No i - pożegnać się.

 

Pod wieczór wszyscy wyjdziemy z portu - ale już każdy w swoją stronę. Estończycy zawrócili już na Sołowkach, Niemcy i Rosjanie popłyną do Murmańska, Finowie i Norwegowie wprost do norweskiego Kirkenes, a my - z powrotem na południe, przez Kanał, do Petersburga.
 
Bardzo trudno się żegna nowych przyjaciół - przez te trzy tygodnie od Petersburga zdążyliśmy się dobrze poznać - i naprawdę polubić. W końcu trzeba nie lada fantazji, żeby tu dotrzeć - a swój ciągnie do swego. Wymieniamy maile i telefony - i ustalamy, jak nie stracić kontaktu: Żenia pożegluje z nami na południe, Katię i Yurija spotkamy za 3 tygodnie w Petersburgu (wybiorą trochę szybszy środek transportu), a Elena przyjedzie do Polski na jesieni - zabierzemy ją żaglowcem na listopadowy Bałtyk!
 
No i już, cumy rzucone. Jesteśmy w Rosji - i jesteśmy sami.
 
Bo czasem trzeba poczekać
Jedno trzeba przyznać ? Rosjanie są mistrzami świata w biurokracji stosowanej: Na północ żeglowaliśmy pod opieką naszych rosyjskich przyjaciół. Autochtoni, biegli w języku o którym my mamy jedynie blade pojęcie, byli naszymi przewodnikami, brali na siebie załatwianie wszystkich formalności, dosłownie prowadzili za rękę. Na południe płyniemy sami ? nasze dwa jachciki i maleńka Nika do towarzystwa. Już nie ma przebacz, teraz to my musimy dzielnie stawić czoła rosyjskiej Administracji.

 

W Biełomorsku, tam gdzie świętowaliśmy przejście Kanału, musimy uzyskać zgodę na powrót. Niby wszystkie bumażki są w teczce, naszykowane do zaprezentowania przedstawicielowi Władzy, niby rzeczne radio i ?język? na podorędziu, ale.. nie da się ukryć, że nawet Kapitan zmierzając do budynku Zarządu Kanału stracił rezon ? i jakby zapomniał języka w gębie? Na szczęście jest Żenia, który płynie z nami w roli tłumacza, gada za trzech?
 
Przedstawiciel Władzy okazał się być lekko spoconą sekretarką z głębokim dekoltem, która wyglądała całkiem niegroźnie ? dopóki nie położyła przed nami sterty papierów do wypełnienia: A więc na każdą śluzę i na każdy jacht, który ma przez nią przepłynąć, trzeba wypełnić osobny wniosek. I na każdy z podnoszonych mostów. Na podstawie każdego wniosku trzeba wystawić fakturę. Na podstawie faktury - uiścić opłatę... Przy siódmej śluzie mamy dość. Dalej jest jeszcze dwanaście. A na koniec okazuje się, że musimy jeszcze osobiście porozmawiać z Naczelnikiem. 
 
Przedstawiciel Władzy Wyższej urzęduje w pokoju obok. Lekko łysiejący, nieco otyły, nie za wysoki ? Naczelnik jako taki jest w ogóle nie bardzo. Za to jego wąsy ? wręcz przeciwnie. Sumiaste, czarne i starannie przystrzyżone po prostu natarczywie przywodzą na myśl zarost Ojca Narodu, towarzysza Stalina? Z za wąsów odzywa się współgrający z nimi basowy, władczy głos:
 
- A wy, riebiata,  to przez Biełomorkanal chcecie? A kiedy, jeśli wiedzieć można?
- Noo.. jak najszybciej. Pierwszy most, ten tu za rogiem, otwiera się o 16, więc zdążymy swobodnie..
- Otwiera się, albo i się nie otwiera.. Jak będzie wiało, to się nie otworzy.. Albo jak będzie mgła ? to też nie, przecie nie widać że otwarty. W deszczu też się nie podnosi... Wracajcie na jacht, jak będziemy mieli podnieść, zawołamy was na radiu? A jak nie, to popłyniecie jutro ? albo za dwa dni, jak się da?
 
Cały europejski pośpiech i rezon w jednej chwili gdzieś wyparował. Noga za nogą wyszliśmy z biura Kanału, niepewnie ściskając teczkę z bumażkami, które miały znaczyć wszystko ? a tak naprawdę znaczą niewiele. Tylko Żenia dalej paplał, co zirytowało Kapitana:
 
- Żenia, ty gadasz i gadasz, a my ciągle nie wiemy, co robić?
- Jak to co? Przecież powiedział. Tu jest Rosja, trzeba poczekać...

 Kanał ? tylko jakiś? inny?
I znowu śluzy: XIX, XVIII, XVII, XVI, XV? Odkąd poprzedniego dnia otwarto most w Białomorsku, pracowicie wspinamy się na wododział. Zlewnie Bałtyku i Morza Białego rozdziela szeroki, skalny grzbiet ? musimy nad nim przepłynąć, a to ponad 100 metrów nad poziom morza. Załogi zwolna mają dość monotonii śluzowania, dopominają się postoju i nie chcą uwierzyć, że płynąc na północ, calutki Biełomorkanał przejechaliśmy bez ani jednego przystanku.

 

Choć w zasadzie czemu się nie zatrzymać? Teraz nie gonią nas terminy, jesteśmy panami naszego czasu. Kapitan sprawdził głębokości, Żenia pokonferował przez radio z dziewczyną zawiadującą śluzą ? i nasza mała flotylla zacumowała do niewielkiego technicznego pomostu tuż za wrotami śluzy. Wszyscy zaraz rozbiegają się po niewielkiej osadzie, tylko Żenia ciągnie Maćka do mapy.
 
- Ty znajesz, tu elektrownia wodna. Moglibymy paici, pasmatric..
- No kak, Żenia? Elektrownia po zachodniej, my po wschodniej stronie Kanału. Nie przejdziemy..
- Nie możet byc -  Żenia uśmiecha się lekko szelmowsko. - Ludzie żyją po prawej, pracują po lewej, jakoś sobie radzą. Spraszimy, to i powiedzą?
 
A więc sprawdzamy: Wielka betonowa konstrukcja śluzy ogrodzona jest ze wszystkich stron wysokim na 3 metry, drucianym płotem. Na płocie - wielkie zwoje drutu kolczastego, a co kilka metrów znaki surowo zakazujące wstępu, fotografowania. Brakuje jedynie ostrzeżenia, że ogrodzenie pod napięciem... ale na wysokości wrót śluzy do ogrodzenia dochodzi szeroka i dobrze wydeptana ścieżka. Prowadzi wprost do zardzewiałej furtki ? bez zamka! Jeszcze pięć kroków, i patrzymy na śluzę z samego środka wrót, które jednocześnie służą jako most przez Kanał. Żadnych strażników z bronią. Żadnych pretensji o robione zdjęcia.
 
Płynąc z flotyllą Rosjan pokonaliśmy kanał płynąc 40 godzin non stop. Cały czas tłumaczono nam, że niczego tu nie wolno. Na powrocie zatrzymaliśmy się cztery razy. Rozmawialiśmy z miejscowymi, poszliśmy do publicznej bani w ?miejskim? ośrodku sportu, a nawet zrobiliśmy grilla na pomoście z rozpadających się zardzewiałych barek. Do sklepu przechodziliśmy po wrotach śluzy i nikt nawet nie zwrócił na nas uwagi.
 
Niby ten sam Biełomorkanał ? a jakiś inny.. 

Artykuły w tym samym cyklu:
Rosyjska Arktyka ? z Gdańska aż po granicę wiecznego lodu! Cz.1
Rosyjska Arktyka ? z Gdańska aż po granicę wiecznego lodu! Cz.2
Rosyjska Arktyka ? z Gdańska aż po granicę wiecznego lodu! Cz.3
Rosyjska Arktyka ? z Gdańska aż po granicę wiecznego lodu! Cz.5
Rosyjska Arktyka ? z Gdańska aż po granicę wiecznego lodu! Cz.6
Rosyjska Arktyka ? z Gdańska aż po granicę wiecznego lodu! Cz.7